Mogłabym napisać normalną, porządną recenzję, bo przecież lektura debiutu Sosnowskiego “Apokryf Agłai” wywarła na mnie duże wrażenie, pochłonęłam książkę jednym tchem. Ale po co? Skoro zabawniejsze są recenzje na które trafiłam po lekturze książki. Piszę więc przypowieść o dobrej powieści i kilku krytykach. Zastanawia mnie, jak książka wydana w serii “Z zegarkiem”, czyli tzw. ambitnych czytadeł, napisana przez faceta przed czterdziestką może wzbudzać takie kontrowersje wśród krytyków ?

Przykłady:

Dariusz Nowacki “Gazeta Wyborcza” w “Magazynie książkami” pisze: “Otóż obok właściwych adresatów debiutanckiej powieści Jerzego Sosnowskiego, czyli wszystkich tych, którzy cenią sobie pisarstwo rozrywkowe na niezłym – śmiem twierdzić – poziomie wykonawczym “Apokryf Agłai” jest wręcz wymarzonym prezentem dla krytyki feministycznej. Z takim nagromadzeniem męskich lęków i frustracji dawno nie mieliśmy do czynienia, sam zaś pomysł, by bohaterką uczynić kobietę – kukłę, wydaje mi się prowokacją na miarę sceny z trzeciej części “Szklanej pułapki”, kiedy to Bruce Willis pojawia się w Harlemie z planszą “Nienawidzę Czarnych”.

I tak jak podziwiam pisarską zręczność Sosnowskiego, jego wyczucie, czym powinna być atrakcyjna powieść dla szerokiej publiczności, tak absolutnie nie zazdroszczę pisarzowi, gdy on sam i jego dzieło staną się przedmiotem dociekań “feministycznie sprofilowanych”. Prowokacja Nowackiego w stronę feministek? Tak mu odpowiada nasza czołowa feministka Kinga Dunin w “Wysokich Obcasach”: “Ciekawa była reakcja męskiej krytyki na powieść Sosnowskiego.

Panowie krytycy, już odrobinę przećwiczeni, zauważyli, że coś jest nie w porządku, gdy pokazuje się kobietę jako lalkę. Następnie puścili do Sosnowskiego oko: “Niezłą książkę, koleś, napisałeś”, by natychmiast postraszyć go feministkami: “Jak te baby dobiorą ci się do skóry, to pióra polecą”. Jeśli mogę na to wezwanie odpowiedzieć, to powiem tyle – nie widzę nic złego w sportretowaniu takiego mężczyzny. Prawdziwy portret jest zawsze jakąś wartością. Drażni mnie raczej to co robi krytyka. Albo jest to książka wroga kobietom i jest to zarzut – to niech krytycy sami go rozwiną. Albo wszystko jest w porządku i trzeba być feministką, żeby stawić jakieś zarzuty – wtedy może lepiej niech przeczytają sobie “Lalkę”. Poza tym, może lepiej byłoby, żeby feministki mówiły same za siebie, a nie ustami – powiedzmy – Dariusza Nowackiego…..”

Piotr Bratkowski (niegdyś również “GW”) pisze, że wśród zwolenników książki przeważają kobiety” i już się usprawiedliwia: “ale przecież kobiety w ogóle więcej – i chyba uważniej czytają”

Najbardziej sensowne wydaje mi się stwierdzenie Piotra Kępińskiego z “Życia”: “Sosonowski buduje przed nami smutny obraz świata owładniętego manią wirtualizacji i powtarzania, świata pozbawionego wyraźnego paradygmatu. Aczkolwiek głosi również pochwałę pojedynczości i indywidualności jednocześnie…. To pewne, w tej książce czai się polowanie na szlachetność. Nie ulega wątpliwości, że jest to polowanie desperackie. Dotyczy ono w takim samym stopniu ludzi- automatów jak i ludzi-prawdziwych. Sosnowski zdaje się mówić: kto chce może traktować opowieść szpiegowską jak prawdziwą, kto chce może wybrać wariant metaforyczny. Wydaje się bowiem, że ludzie – prawdziwi zachowują się jak automaty, fałszywi zaś nabierają ludzkich cech. Pomieszanie z poplątaniem ? Nic z tego. To zupełnie przemyślana strategia, wyrafinowana gra, która może doprowadzić czytelnika do zaskakujących interpretacji. Kiedy rozpoznamy te tropy i umiejętnie wejdziemy w nieznane nam labirynty, przyjemność z lektury będzie przednia.”

A treść strukturalnie jest trzy poziomowa, najpierw mamy opowieść o mężczyźnie, którego opuściła żona, który cierpi i szuka ukojenia w pracy nauczyciela (dostanej zresztą przypadkowo). Potem opowieść kuzyna, z którym pracuje – opowieść prawdziwie szpiegostwa, o ..namiętnej miłości do pewnej Agłai – tożsamości nie zdradzam, bo to jednak literatura popularna i smak czytania polega na stopniowym odkrywaniu treści.

A trzeci – to powieść w powieści, dowiadujemy się, że pisarz spisał opowieść pijaczka spod budki z piwem i że ta opowieść, pozornie wytwór umysłu zagłuszonego alkoholem jest prawdziwa, autor zostaje w nią bezpośrednio wmieszany i musi wysłuchać z kolei innej opowieści – osoby z “drugiej strony lustra”, tylko czy na pewno tej prawdziwej ?

Krytycy szukając śladu lektur Sosnowskiego wymienili wiele nazwisk, tych cytowanych przez autora : Philip K. Dick, Stanisław Lem, Kurt Vonnegut ,John Fowl.

Takie książki: “Madame” Libery, Gretkowskiej “Kabaret metafizyczny”,, “Ferdydurke” Gombrowicza, “Zły” Tyrmanda, “Weiser Dawidek” Huellego, “Kraina chichów” Jonathana Carrolla, Wieloryb” Jerzego Limona, “Pachnidło” Suskinda

I takiych nie cytowanych bezpośrednio:

E.T.A. Hoffmann E.A. Poe, Roger Callois, Milan Kundera Juliusz Verne, Suskinda, Michał Choromański, Roman Jaworski, Niziurski (!), Cortazar. Natomiast Nabokov, Pynchon, Hrabal, Andrzejewski, Stasiuk posłużyli za ilustrację, jak Sosnowski pisać nie umie, bo “oni wiedzieli ( a on tego nie wie), że proza dla ludzi to taki potok bredni, w którym co jakiś czas pojawia się z d a n i e. I aż chce się przystanąć, bo zachwyca. Albo przeraża. W jakikolwiek sposób podnosi włosy na głowie”, no a niestety Pani Szczerbowskiej z Życia Warszawy włos na głowie nie stanął. Zarzuca jeszcze autorowi, ze pomylił imię agentki Sterling, bo nie Clarence się przecież nazywa tylko Clarice, no naprawdę zarzuty takiego kalibru …

Znajdujemy nawet porównania do filmów: Krystyny Berwińskiej “Con Amore”, czy “Nocy żywych trupów”

Wiadomo, że autor jest krytykiem literatury, nauczycielem polskiego, ale czy to nie lekka przesada z takim nagromadzeniem nazwisk ?

Swoistym mottem do tego jest rozmowa Jerzego Sosnowskiego z Duninem-Wąsowiczem, publikowana na łamach “Machiny”:

“Czyli chciałeś być takim polskim Perezem Revertem?

– Chyba nie znam tego pisarza.

On pisze kryminały dla humanistów. No, ostatni film Polańskiego “Dziewiąte wrota” był według jego powieści “Klub Dumas”. (popis znajomości tówrczości Arturo !)

– Nie znam. Przepraszam. Mnie zależało na tym, żeby o rzeczach, które są dla mnie ważne, zacząć mówić w sposób odległy od akademickiego traktatu. Stąd powieść, którą będzie się chciało przeczytać wieczorem. Nie “harlequin dla intelektualistów” – wedle nieśmiertelnego sformułowania Gretkowskiej – tylko książka, nad którą nie będzie ziewał ktoś, kogo, jak mnie, niepokoi skandal ciała. Cud i koszmar ludzkiej namiętności. ť

Na deser dorzućmy jeszcze kilka perełek:

“Niedojrzałość, przypadkowość, zagubienie i ekscentryczny socjalista jako substytut prawdy. Potężne siły – Bóg i szatan – zastąpione przez zwalczające się nawzajem agencje wywiadowcze .W tym sensie Apokryf Agłai to imitacja Boskie Komedii” (Wojciech Wencel, Nowe Państwo)

I jeszcze:

“W ostentacyjnych (jak na powieść) podziękowaniach na końcu książki autor jednych tchem wymienia Stanisława Lema( “za fantomatykę”) i Philipa K. Dicka (nie wiadomo za co dokładnie). Trochę to dziwne zważywszy, że tworzący często pod wpływem amfetaminy i LSD Philip K. Dick (1928-1982), uwazał Lema za tajną organizację komunistyczną (sic!), spiskującą przeciw Ph. K. Dickowi. Dowodem – ponad 20 listów Ph. K. Dicka donoszących na Lema do FBI. W tej konfiguracji owo ni to podziękowanie, ni dedykacja nabiera osobliwego wydźwięku.” (Marian Szczurek Nowa Trybuna Opolska)

Ciąg dalszy nastąpi… tego samego autora: Wielościan

Magdalena Brus