Zły czarnoksiężnik, który więzi w swoim zamku cudnej urody królewnę, piękna zamieszkująca pałac bestii – w pierwszej chwili wydaje się, że opowieść o starym kapitanie i młodej dziewczynie mieszkającej z nim na jego wyspie powiela po prostu stare bajkowe schematy.

Ale różnica pojawia się już na samym początku: piękna nie wie, że jest piękną, i nie ma szans na przemianę bestii w królewicza; na królewnę rzucone zostało straszliwe zaklęcie: kapitan wmówił swojej pięknej towarzyszce, że jest monstrualnie brzydka i że on ochroni ją przed bólem i upokorzeniem, jakim nieuchronnie musiałby się dla niej stać kontakt ze światem. Mieszkają więc razem w dobrowolnym więzieniu, jakim staje się wyspa, drogo płacąc za iluzję szczęścia i bezpieczeństwa. Kapitan nie jest też typowym złym czarnoksiężnikiem: kocha Hazel i uważa, że uczynił ją szczęśliwą, potrafi dla jej szczęścia poświęcić swoje. Nietypowa bestia i niezupełnie piękna. Dopiero trzecia osoba dramatu, pielęgniarka Françoise, sprowadzona do chorej Hazel, mimowolnie wejdzie w rolę rycerza-wybawcy, zmuszając oboje, aby dopasowali się do schematu tyran-ofiara. Niestety? na szczęście? Françoise się to udaje. A zakończenie tej bajki? Cóż, musi po prostu zmieścić się w bajkowej formule.

Czym więc jest Rtęć? Uwspółcześnioną baśnią-przypowieścią? Wskazuje na to i bliskość baśniowego schematu, i umowność fabuły (nie powinniśmy się przejmować jej licznymi nieprawdopodobieństwami). Nothomb buduje tę, z jednej strony głęboko archetypiczną (ofiara-tyran-wybawca), z drugiej laboratoryjną sytuację, najwyraźniej po to, aby nic nie zakłóciło przebiegu klasycznego w swej konstrukcji dramatu władzy, namiętności, szalonej miłości, zdolnej do nadużyć, zbrodni i najdziwniejszych zabiegów (dom kapitana całkowicie pozbawiony jest powierzchni, w których można by się przejrzeć). Hazel, choć to o nią toczy się walka, pozostaje bierna, konfrontacja przebiega przede wszystkim między kapitanem, za którym stoi jego miłość, oraz Françoise – głosem rozsądku, rozumu, opinii publicznej, przedstawicielką zdrowych mieszczańskich zasad. Czy w imię prawa człowieka do wolności należy rozbijać mydlaną bańkę edenu stworzonego przez Omera Loncoursa z miłości i pragnienia ochrony urody Hazel przed łakomym, lecz nieuważnym wzrokiem świata? Czy miłość to najwyższe prawo? Czy wolność to wartość bezwzględna i czy dobrowolne więzienie nie jest lepsze od złudzenia wolności? Czy cudowne piękno rzeczywiście należy do wszystkich? Nothomb bawi się z nami aż do końca – dwóch końców, kiedy proponuje nam różne wyjścia z tego impasu. Ale możemy wymyślać własne, wystarczy tylko wierzyć głęboko, że potem “żyli długo i szczęśliwie”.

Muza SA, 2001

Dominika Cieśla