„Nie jestem kupą muchy” – podsumowała dyskusję na temat prawdziwości teorii o istnieniu atomów pewna moja znajoma. Podobno, gdyby wyssać przestrzeń spomiędzy jąder atomów a krążących wokół nich elektronów, czysta materia, z której składa się człowiek, zajmowałaby dokładnie tyle miejsca, co odchody owada. „Nie jestem kupą muchy” – zdaje się powtarzać Pielewin, pytając jednocześnie: „Kim więc, do cholery, jestem???”
W pierwszej wydanej w Polsce powieści Pielewina Generation P stopniowo negowane są kolejne poziomy rzeczywistości. Bohater tej fabuły, Wawilen Tatarski, niesiony jest prądem wydarzeń historycznych i niemal bezwolnie im się poddaje. Owszem, wkłada nieco wysiłku, by przeskoczyć z poziomu filologa-poety-idealisty na stanowisko sprzedawcy marchewki na straganie Czeczena bandziora, później odchodzi bez pożegnania, by zostać copywriterem i osiąga kolejne stopnie wtajemniczenia w kapitalistyczną batalię o kasę i wygodne życie. Początkowo realistyczna powieść o przemianach społeczno-politycznych w Rosji przekształca się w narkotyczno-deliryczną historię rozpadu rzeczywistości, zaprzeczenie istnienia wszystkiego, co wydaje się niezaprzeczalne i oczywiste.
Analogie do Dickowskiej wizji świata są nieuniknione. Czym jest rzeczywistość? – pytał Dick w swoich najsłynniejszych utworach. To samo pytanie stawia Pielewin i początkowo rozszerza możliwości poznawcze bohatera. Czy realność jest tym, co możemy poznać zmysłami? Ale zmysły oszukują, a wizje po grzybkach halucynogennych wydają się rzeczywistość poszerzać o niewyjaśnialny, mistyczny jej aspekt. Poznanie w narkotycznej ekstazie przynosi z kolei nowe tropy – pomaga nawiązać kontakty z rzeczywistością duchową, a konkretnie z duchem Che Guevary, który objawia żywym prawdę o telewizyjnej manipulacji ludzką osobowością. Są wreszcie sprytne poradniki i podręczniki manipulowania ludzkimi umysłami poprzez środki masowego przekazu, pozwalające zdać sobie sprawę z wielu iluzji… Ano właśnie. W tym momencie rozpoczyna się etap entropii – rozpadu doświadczanego dotąd świata. Okazuje się, że to, co wiemy, nie musi się pokrywać z tym, co istnieje. Może politycy, jak prezydent USA w Powrocie Mrocznego Rycerza, są tylko tworami wirtualnymi? Może cała polityka jest jednym wielkim wymysłem i zgrabnie skonstruowanym zapisem cyfrowym wystąpień nieistniejących ludzi? Może nie istnieje nic poza reklamą i telewizją? Ale kto w takim razie za tym wszystkim stoi? Kto tym kręci? I jakie jest miejsce człowieka w tej farsie?
Pielewin sprytnie unika odpowiedzi, pozostawiając czytelnikowi wolną rękę – a snuj sobie, mój drogi, domysły: może to kosmici, albo egzotyczni bogowie lub właściciele największych korporacji trzymają na wszystkim łapę? Może nie ma żadnego spisku, a to wszystko dzieje się tak jakoś… pchane siłą bezwładu na przykład? Bawiąc się szatańskimi pomysłami fabularno-koncepcyjnymi Pielewin pozostawia nas z czymś o wiele gorszym niż Dick. Autor Ubika stawiał na godność i lojalność swoich bohaterów wobec bliskich im osób. Elementarne zasady przyzwoitości pozwalały zachować człowieczeństwo, choć sama sprawa, o którą walczył bohater, z góry była zazwyczaj skazana na niepowodzenie.
Bohater Pielewina walczy przede wszystkim o przetrwanie. Absurdalna, groteskowa rzeczywistość od początku wiąże mu ręce. Jakiekolwiek gesty nie mają większego znaczenia. Mogą, co najwyżej, stać się elementami scenariusza spotu reklamowego. Nawet kupy muchy już nie ma – jest tylko reklama.
Generation P – Homo Zapiens – fragment
Pielewin: Generation P
W.A.B., 2002