Conor Gearty, autor książki zatytułowanej Terroryzm, stawia bardzo ciekawe tezy dotyczące zjawiska, która zdaniem mediów jest owocem ostatnich lat. Jego zdaniem – a trudno się z nim nie zgodzić – terror jako taki znany jest od niepamiętnych czasów. Autor przypomina działania bojówek żydowskich, które 100 lat po Chrystusie działały na terytorium Palestyny. Idąc dalej odkrywa zapominane karty historii, na których znaleźć można niezwykle wyrafinowane sposoby działań wywrotowców wszelkiej maści.

Nie jest to jednak książka będąca historycznym rysem terroryzmu. Autor idzie o wiele dalej. Skupia się na ostatnich 40 latach historii świata i udowadnia, że terror jako taki nie jest zjawiskiem obcym naszej kulturze. Mało tego: jest najczęściej powodowany działaniami rządów państw demokratycznych, które, używając brutalnej siły w celach stricte politycznych, kryją się za prawnymi fasadami, oskarżając swych przeciwników o działania terrorystyczne.

Autor daje wiele przykładów takich zachowań, od Irlandii Północnej, w której działania rządu Jej Królewskiej Mości doprowadziły do eskalacji przemocy będącej odpowiedzią na krwawe jatki urządzane przez armię brytyjską; poprzez działania baskijskiej ETA, która walczyła z faszystowskim reżimem Franco; do sytuacji w Palestynie, w której rząd izraelski pod przykrywką walki z terroryzmem stosuje tortury i pacyfikacje na Bogu ducha winnych cywilach.

Przyznam, że spojrzenie autora może wydać się dla większości czytelników dość szokujące, a niepoparte faktami zostałoby skazane na określenie go jako akademickiej polemiki z oficjalnym obrazem medialnym terroryzmu. Tak jednak się nie dzieje: autor popiera swoje tezy udokumentowanymi faktami dochodząc do konkluzji, iż żadne działania terrorystyczne nie zbierają tak obfitych ofiar jak kontrterrorystyczne ataki władz państwowych.

Za przykład niech służy sytuacja, jaka miała miejsce w Libanie roku 1978, kiedy to bojówki Organizacji Wyzwolenia Palestyny zabiły podczas ataków 25 cywilów. Inwazja izraelska, która była odpowiedzią na ten atak, pociągnęła za sobą ponad 2000 ofiar. I na tym się nie skończyło, gdyż parę lat później na czysto wojskowy atak OWP wymierzony w amerykańskie i izraelskie jednostki wojskowe, w trakcie którego zginęło 300 żołnierzy, Izrael odpowiedział bombardowaniem obozów uchodźców, podczas których zginęło kolejne 2000 cywilów. Jesli dodać, że w wyniku tego konfliktu Osama Ben Laden stał się gorliwym muzułmańskim terrorystą, łatwiej zrozumieć, do czego prowadzą podobne działania.

Opierając się na takich przykładach autor udowadnia, iż terroryzm jest wygodnym narzędziem w rękach demokratycznych państw, starających się ukryć ewidentnie niehumanitarne działania pod przykrywką walki z terroryzmem. Mało tego – według własnego widzimisię i koniunktury politycznej dodają i skreślają z listy organizacji terrorystycznych te ugrupowania, które można wykorzystać do własnych interesów.

Jak bardzo jest to wygodne dla tych państw niech świadczy fakt, że Afrykański Kongres Narodowy, walczący z reżimem w RPA, wszedł w paradoksalny konflikt ze Stanami Zjednoczonymi, które (mimo oficjalnego embarga na kontakty gospodarcze) prowadziły współpracę handlową z rządem Wilhelma Frederika de Clerka. Kongres znalazł się na liście organizacji terrorystycznych, skąd zniknął dopiero w chwili, gdy reżim RPA znalazł się w tarapatach zakończonych upadkiem apartheidu. W tym samym czasie działające na identycznych zasadach oddziały Contras – prawicowej partyzantki walczącej przeciwko rewolucyjnym władzom lewicowym w Nikaragui – były wspomagane przez rząd Stanów Zjednoczonych i nikt nie widział w tym nic zdrożnego.

Reasumując: książce Terroryzm trudno zarzucić próbę wygrywania nastrojów wywołanych zamachami z 11 września 2001 roku, ukazała się bowiem na Zachodzie w 1997 roku. Polska okładka drugiego wydania może być myląca i niesmaczna, dostajemy jednak do ręki niezwykle odważną i konsekwentna krytykę zachowań państw, które za oficjalnym parawanem „walki z terroryzmem” wygrywają własne interesy, nie licząc się z ofiarami i „demokratycznymi ideałami”.

Autor doskonale broni tezy postawionej na początku książki: żadna organizacja terrorystyczna nie jest tak groźna jak rządy państw demokratycznych.

Prószyński i s-ka 2001

Rafał Hubert