Whartonowski sentymentalizm i irvingowska lekkość w sypaniu dykteryjkami to, niestety, mieszanka mało piorunująca. A takie właśnie koktajle, nieodmiennie w tonacji moll, serwuje czytelniczkom, bo dla nich przede wszystkim są mieszane, Janusz Leon Wiśniewski.

Może byłyby strawniejsze, gdyby twórca dodał do nich choć szczyptę poczucia humoru? Mimo trudnych do zniesienia ckliwych tonów, w które autor S@motności w Sieci z upodobaniem uderza, nie można mu jednak odmówić talentu narracyjnego.

Druga książka Wiśniewskiego to zbiór sześciu opowiadań, których motywem przewodnim jest menstruacja. Tak zresztą miał brzmieć na początku tytuł tego tomu. Pomysł intrygujący, obiecujący i dość świeży – badanie kobiecego cyklu przez mężczyznę, opisywanie tajemnicy damskiej somy i psyche z punktu widzenia płci przeciwnej. Wszak powtarzalność cyklu i jego poszczególne fazy mają kolosalny wpływ na sposób postrzegania świata i podejmowanie konkretnych decyzji (a niechże mnie zjedzą feministki, co mi tam!).

Niestety, Wiśniewskiemu nie udało się odkryć ani opisać niczego nowego. Pierwsze dwa opowiadania to kiczowate, męczące fabułki, które nie dorastają do pięt wielu całkiem zgrabnym opowiastkom z czasopisma „Sekrety serca”. Anorexia nervosa to wręcz łzawe kuriozum, które może pozostawić w głębokim szoku czytelnika stawiającego literaturze minimalne wymagania logiczno-estetyczne. Mniszkówna zapewne przewraca się w grobie – jak można było aż tak skopać wątek romansowy??? Nie oszukujmy się – ta historyjka zalatuje grafomanią na kilometr. Tymczasem stronę dalej – miłe zaskoczenie: Kochanka – naprawdę frapująca opowieść o namiętności, zdradzie i ogromnym męskim sercu mieszczącym dwie miłości. Nawet melodramatyczne zakończenie jest do przyjęcia w kontekście łamiącej własne postanowienia narratorki. Noc poślubna to czwarty tekst, ze smaczkiem: ostatnie godziny życia Hitlera opowiedziane z perspektywy Magdy Goebbels. Sporo historycznych ciekawostek, sprawna narracja, a lektura nie jest czasem straconym. Menopauzę właściwie można sobie darować – to tylko sprawna wprawka fabularna. Ostatnie, szóste opowiadanie Wiśniewskiego Cykle zamknięte to kwintesencja nierównego stylu autora. Kilka pysznych anegdot, parę ckliwych opowieści, trochę intrygujących sformułowań… Ot, falowanie i spadanie.

Najsmutniejsze jest to, że Wiśniewski miał naprawdę niezły pomysł na zbiór opowiadań. Zapowiedzi rozbudziły oczekiwania i apetyty (przynajmniej moje) – to miały być historie o tajemnicy bytu! Tymczasem tomik jest zespołem opowiadań bez napięć i mógłby równie dobrze nosić tytuł Stany cywilne. Pozwolę sobie wyliczyć wedle kolejności opowiadań: panna dziewica, panna wdowa, panna z dzieckiem, mężatka przed konsumpcją, matka Niemka bezduszna, matka Polka przekwitła, a na koniec zestaw hurtowy od panny prawie młodej do pani lekkich obyczajów. Niby bogato, ale jakże ubogo!

Janusz Leon Wiśniewski: Zespoły napięć

Prószyński i S-ka, 2002

wodnica