Zakończony w niedzielę Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi, został zakłócony przez fanaberie szefa polskiego rządu, niejakiego Leszka M. Wszystko zaczęło się od wizyty straży miejskiej, która przerwała konferencję wydawnictwa Mandragora i Miasteczka Mikropolis. Powód? Leszek M. przyjechał do Łodzi i zapragnął dawki kultury, którą, jako wytrawny znawca tematu, zamierzał osaczyć w Łódzkim Domu Kultury, w którym odbywał się festiwal. Jako że szef rządu to nie byle Kajtek czy Kokosz i nie daje rady ze Zbójcerzami czyhającymi na niego za każdym rogiem, właściciele samochodów stojących przed gmachem, w którym odbywał się festiwal, zostali zmuszeni pod presją do odjechania.

Spora grupka komiksiarzy zerwała się z miejsc i popędziła na parking w wiadomym celu. To jednak nie koniec problemów z Leszkiem M. Kolejnym zaplanowanym przez organizatorów spotkaniem była rozmowa z Tomaszem Leśniakiem, rysownikiem Jeża Jerzego, która została przerwana przez bliżej nieokreślonych osobników podających się za “organizatorów”. Poprosili oni ojca Jeża Jerzego o przeniesienie się wraz z wielbicielami żądnymi rozmowy i autografów do palarni. Z niejasnych wyjaśnień wynikało, że tajemniczym osobnikom zależało na skróceniu do minimum festiwalowych spotkań tak, by nie zakłóciły one przyjazdu premiera. Poszła nawet plotka, ze Leszek M. zamierza w samotności i zadumie przejść się po salach wystawowych i znaleźć natchnienie dla swej twórczości.

Prawda okazało się o wiele bardziej prozaiczna, a wyszła na jaw w okolicach palarni, do której zaprosili uczestników festiwalu organizatorzy. Naszą uwagę przykuła starsza, uboga kobieta, ściskająca w dłoni pomięte 30 złotych i szukająca biletów na koncert Edyty Geppert. Okazało się, że jeszcze godzinę wcześniej sprzedawane były bilety na koncert artystki. W ciągu tej godziny wiele się zmieniło za sprawa telefonu od przybocznych Leszka M., którzy zadzwonili do organizatorów i przekazali im, że ich szef zamierza posłuchać wieczorem piosenek. Występ pani Edyty natychmiast zamknięto dla postronnych widzów i na salę wpuszczono – jak nam obwieścił jeden z organizatorów koncertu – “sponsorów i VIP-ów”. Grono zawiedzionych i sfrustrowanych “szarych słuchaczy” pozostało przed wejściem do sali koncertowej i musiało obejść się smakiem.

I jak tu wierzyć w powiedzenie, że sztuka uszlachetnia i łączy ludzi? Panie Leszku M., może lepiej pozostać chamem lub poszukać rady u Papcia Chmiela, który ma sprawdzone recepty na ukulturalnianie zwierzaków i temu podobnych istot? Nic na siłę. Powoli, małymi kroczkami, a dojdzie Pan do stanu umysłu pozwalającego na dobrą zabawę bez psucia jej innym.

minimal