“Lektura -narkotyk”, “arcydzieło”, “książka tak dobra, że aż budzi lęk” – takimi entuzjastycznymi określeniami zasypana została debiutancka powieść Pawła Huelle, kiedy ukazała się po raz pierwszy.
Weiser Dawidek, opowieść o dzieciństwie, magii i tajemnicy rzeczywiście pozostawiała po sobie wrażenie zetknięcia z czymś wielkim. Niezwykła atmosfera, plastyczność scen, ciekawa, dwupłaszczyznowa konstrukcja fabuły aż się prosiły, by przenieść Weisera na ekran. Można było niepokoić się tylko, czy to, co w książce było niedopowiedziane, nie zostanie w filmie pokazane zbyt wyraźnie, odzierając opowieść o Dawidku z fascynującej tajemnicy.
W jednym z wywiadów na temat scenariusza Weisera Marczewski powiedział: “Często z zazdrością patrzę na literaturę, która potrafi zanotować myśl. Największym ograniczeniem kina jest dosłowność obrazu.”
Oglądając Weisera można niestety dojść do wniosku, że tym razem reżyser przegrał z dosłownością obrazu.
O czym właściwie jest Weiser? Jedna z płaszczyzn akcji – przeniesionej zresztą z Gdańska do Wrocławia – rozgrywa się pod koniec lat 50. Oto w zabawy Piotra, Pawła i Szymka, spędzających dotąd wakacje na typowych smarkatych rozrywkach, wkracza Dawid, żydowski chłopiec, na którego dotąd nie zwracali uwagi. Okazuje się on być kimś niezwykłym, przynajmniej z ich dziesięcioletniego punktu widzenia. Ktoś, kto daje ci w prezencie prawdziwy niemiecki pistolet, kto wie, jak wysadzić w powietrze wielki komin, nie może przecież być zwyczajnym chłopcem. Jeden z pirotechnicznych wyczynów Dawida, eksplozja w tunelu pod wiaduktem, kończy się jednak nieoczekiwanie – Dawid znika. Elka, jego najbliższa przyjaciółka, która razem z nim weszła do tunelu, nie pamięta, co się stało. A najdziwniejsze, że w momencie wybuchu najwyraźniej w ogóle ich w tunelu nie było.
Rozpoczyna się śledztwo, przesłuchania prowadzone przez sadystycznego dyrektora szkoły (w tej roli mało przekonujący Zbigniew Zamachowski) nie przynoszą jednak rozwiązania.
Trzydzieści lat później próbuje je znaleźć Paweł, odszukując kolegów, tropiąc ślady, przetrząsając pamięć w coraz bardziej rozpaczliwym poszukiwaniu prawdy, gubiąc się w końcu w swoich wspomnieniach, przemieszanych z tworami wyobraźni. Dlaczego tak bardzo mu zależy na rozwikłaniu zagadki? Skąd rozpacz i niemal obłęd? Dlaczego właściwie, po tylu latach, Dawid jest dla niego wciąż tak niezwykły? To właśnie w filmie Marczewskiego nie jest jasne. Może reżyser po prostu nie powinien był rezygnować z tego, co u Huellego było bardzo istotnym elementem opowieści, budującym nastrój tajemnicy?
W Weiserze nie ma klęski suszy, nie ma rzeki pełnej śniętych, gnijących w upale ryb ani komety nad zatoką, nie ma atmosfery zbliżającej się apokalipsy. Nie ma też Dawidka pojawiającego się w chmurze kadzidlanego dymu, a on sam jest u Marczewskiego dość śmiesznym rudowłosym chłopaczkiem, a nie chudym, poważnym dzieckiem o wielkich, przenikliwych ciemnych oczach, jakim był u Huellego. Owszem, Marczewski daje nam tajemnicze sygnały – dorosły Paweł, pracujący jako renowator starych nagrań, zaskakiwany jest pamiętanym z momentu tuż przed ostatnim wybuchem cichutkim dzwonieniem drutów elektrycznych, odzywającym się na jednej z płyt, Szymek dostaje zawału akurat w rocznicę wybuchu, a Dawida w ogóle nie ma w ewidencji mieszkańców miasta, tak jakby nigdy nie istniał. Wyraźne są też, może nawet wyraźniejsze niż w książce, odniesienia do Nowego Testamentu. A jednak ostateczne odejście Dawidka nie zamienia się we wniebowstąpienie (mimo natrętnie powtarzanej w filmie efektownej sceny eksplozji), nie ma tajemnicy, jest tylko ułomna pamięć. Prywatne śledztwo kończy się prywatnym zupełnie, i nie do końca zrozumiałym zawodem.
Weiser nie jest złym filmem – znajdziemy tu malarskie, piękne zdjęcia letnich krajobrazów (skontrastowane z grudniową szarością 30 lat później), doskonałą obsadę (Marek Kondrat aż nadto przekonujący w swojej obsesji), wyjątkowo dobrze, jak na polski film, grające dzieci. Marczewski bardzo dobre poradził sobie również z dwupłaszczyznowością tej historii – opowiedziana jest klarownie i jasno.
Osoby jeszcze nie znające powieści nie powinny jednak wybierać się na film zamiast niej, a ci, których już kiedyś oczarował Weiser Dawidek, niech zastanowią się dobrze, czy nie cenią sobie wyżej swojej własnej wizji.
scenariusz i reżyseria: Wojciech Marczewski
wyst: Marek Kondrat, Krystyna Janda, Juliane Kohler,Teresa Marczewska, Zbigniew Zamachowski, Krzysztof Globisz, Piotr Fronczewski
w rolach dzieci: Andrzej Bajsiukiewicz, Maciej Jaszczuk, Olga Frycz, Jakub Woźnakowski, Rafał Bednarz
Polska, Szwajcaria, Niemcy, 2000
Dominika Cieśla