Wydawnictwo Podsiedlik, Raniowski i S-ka postanowiło wkroczyć na rynek komiksowy. Zgodnie ze swoim reklamowym hasłem „Książki szczęśliwego dzieciństwa” albumy, które publikuje są przeznaczone dla najmłodszych czytelników. Właśnie ukazały się dwa komiksy z serii Yakari, o przygodach tytułowego małego Indianina: „Yakari i Wielki Orzeł” oraz „Yakari i Biały Bizon”.

Nie jest to zupełna nowość na naszym rynku, 10 lat temu pierwszy tom serii opublikowało wydawnictwo Korona. Tym razem jednak możemy spodziewać się opublikowania całości, co oczywiście zależy też od powodzenia cyklu. Autorzy komiksu: scenarzysta Job i ilustrator Derib (obaj pochodzący ze Szwajcarii) tworzą przygody Yakariego od blisko 30 lat. W tym czasie ukazało się 27 albumów, cieszących się na rynku frankofońskim ogromną popularnością.

Do tej pory mali bohaterowie komiksów publikowanych w Polsce to byli niepoprawni podglądacze w rodzaju Titeufa czy Sprytka. Dlatego też ich przygody lepiej bawią dorosłych niż młodocianych czytelników. Yakari to bohater, który ma dotrzeć właśnie do dzieci. Z jednej strony jest to zaleta, z drugiej wada – zwłaszcza dla rodziców, którzy mogą się lekko znudzić, czytając komiks swoim pociechom. Muszę jednak przyznać, że w swojej klasie jest to seria udana. Przede wszystkim to komiks, którego wciąż u nas za mało, goniąc zachodnią klasykę wydawcy zapomnieli chyba trochę o dzieciach w wieku 6 – 10 lat. Yakari choć w części wypełnia tę lukę. Pozbawione zbędnej przemocy, nieskomplikowane (ale nie prostackie!) opowieści, opatrzone ładnymi, przejrzystymi rysunkami, powinny dotrzeć do wyobraźni czytelników. „Yakari” jest taki, jaki powinien być porządny komis dla dzieci, usytuowany gdzieś pomiędzy „Smurfami” Peyo a klasycznym francuskim komiksem humorystycznym. Sam bohater zaś to sprytny i nieco naiwny zarazem marzycie, postać refleksyjna i sympatyczna. Powinien przekonać do siebie nawet tych rodziców, którzy do tej pory wzbraniali się przed kupowaniem komiksów dla swoich dzieci.

A ja w swojej niepoprawnej naiwności mam nadzieję, że mały człowiek, który przeczyta komiksy o Yakarim, wkrótce sięgnie po Lucky Luke’a. A potem, jak jeszcze dorośnie, to przeczyta „Blueberry’ego” Moebiusa i „Western” Rosińskiego. I poczuje całe piękno i siłę sztuki komiksowej. Pora zatem zacząć wychowywać nowe pokolenie oddanych wielbicieli opowieści obrazkowych. „Yakari” to świetny materiał na pierwsze kroki w tej nauce.

Kuba Demiańczuk