Pisząc skromną i, w moim mniemaniu niewinną, recenzję albumu komiksowego o przygodach Kleksa, nie spodziewałem się, że wywoła ona jakikolwiek odzew. A jednak kilka osób zarzuciło mi demagogię, stawiając mnie poniekąd w jednym szeregu z Ostatnim Żyjącym Lordem Sith Andrew Lepperem. Teraz więc zaspokoję swoją twórczą próżność i dam odpowiedź adwersarzom, choć wcale nie muszę się tłumaczyć ani usprawiedliwiać.

Po pierwsze: nie należy generalizować mojego stwierdzenia, że młodzież nie rozumie filmów Barei. Pod hasłem „młodzież” kryje się pokolenie ludzi urodzonych po 1980 roku, a więc ci, którzy świadomość polityczno – socjalno – kulturową osiągnęli już w III Rzeczpospolitej. Nie pamiętają po prostu telewizyjnego bełkotu propagandy, pustych półek w sklepach i kolejek po „Ekspres Wieczorny”. A tych, którzy mimo to rozumieją wymowę filmów nieodżałowanego Barei, szczerze podziwiam, bo to świadczy o tym, że mają konkretne podejście do tego co ich otacza. Wiem jednak, że ktoś kto ma poniżej 18 lat i łapie cały sens, dajmy na to „Misia”, to ma prawo czuć się członkiem towarzystwa elitarnego. Swoją drogą szkoda, że Bareja już od lat nie żyje, bo teraz mógłby się wyżyć równie dobrze co kiedyś. A na razie polska komedia polega na tym, że Cezary Pazura (lub Marek Kondrat) chodzi i kurwi na lewo i prawo. Co też jest, jakby nie patrząc, obrazem panującej rzeczywistości, ale chyba rozumiecie o co mi chodzi?

Po drugie: wcale nie uważam, że Pokemony i konsole do gier stanowią jakieś zagrożenie dla społeczeństwa. Nie jestem z Ligi Polskich Rodzin i nie doszukuję się wszędzie wrogów. Uważam jednak, że ostatnio pewne priorytety się mocno wypaczyły i szczerze mówiąc wolałbym, aby moja czternastoletnia kuzynka czytała „Małego Księcia” a nie oglądała przygody Pikachu. Można ponadto zauważyć zjawiska bardziej przerażające niż japońska inwazja kieszonkowych potworów. Są podobno ludzie, którzy słuchają Ich Troje dla przyjemności.

Ponieważ na obrazku, ilustrującym moje wynurzenia, widnieją Atomówki, część czytelników zapewne zarzuci mi zbędny relatywizm: dlaczego niby Pokemony są złe, a Atomówki dobre? Ano choćby dlatego, ze twórcy Atomówek starają się zrobić kreskówkę, która będzie bawić nie tylko dzieci, ale i ich rodziców, którzy w poszczególnych odcinkach znajda liczne odwołania do klasyki filmowej i telewizyjnej. Swoją droga polecam, ten serial naprawdę jest inteligentniejszy niżby wynikało to z prostych, przesłodzonych rysuneczków. Natomiast Pokemony odwołują się jedynie do wcześniejszych odcinków serialu. No dobrze, jeszcze do niezliczonej armii potwornych przeciwników Godzilli. Zapraszam zresztą do obejrzenia jednego z odcinków serialu South Park (pod tytułem Chin Poko Mon), a wtedy mój przekaz będzie jaśniejszy.

Tak więc jest mi przykro, że ktoś odebrał zbyt osobiście to, co napisałem w recenzji komiksu dla dzieci. Nie należy bowiem generalizować, choć – tu się przyznaję – sam tego nie uniknąłem, co wynika z prostego skrótu myślowego. Jednak fakt, że zgłaszacie pretensje, iż moje zarzuty was nie dotyczą, tylko potwierdza wcześniejsze przemyślenia: po prostu wyróżniacie się z coraz bardziej bezosobowego tłumu, który traktuje kulturę masową jako wyznacznik stylu i sposobu bycia.

Kuba Demiańczuk