Mała, amerykańska miejscowość po raz kolejny (po Smażonych zielonych pomidorach) stała się w powieści Fannie Flagg najważniejszym, najcenniejszym MIEJSCEM. Tu łatwiej spotkać ludzi, którym można zaufać. Tu nie trzeba się bać zła, fałszu, wyścigu szczurów. Oczywiście MIEJSCE – Elmwood Springs w stanie Missouri – ma wiele tajemnic, często niemożliwych do wykrycia, ale one tylko dodają mu uroku. MIEJSCE jest po prostu bezpieczne, bo swojskie i prawdziwe, w przeciwieństwie do metropolii, w których tak łatwo się zagubić, w każdym sensie. Dopiero w Elmwood Springs główna bohaterka – gwiazda telewizyjna – odnajdzie spokój i dom. I, co jest ogromną zaletą opowieści snutych przez Fannie Flagg, poszukiwanie własnego MIEJSCA nie jest idylliczną, nudną i naiwną historyjką o Arkadii, lecz mięsistą, krwawą, pełną życia anegdotą, noszącą wiele znamion prawdopodobieństwa.
Zadziwiają takt, ciepło i poczucie humoru, z którymi autorka pyta o szalenie ważne, a często umykające naszej uwadze wartości, takie jak lojalność, uczciwość, przyjaźń, rodzina czy miłość. Jedną z najtrudniejszych rzeczy jest takie mówienie o nich, by nie popaść w patos, przesadę lub banał. Może właśnie poczucie humoru i nieunikanie trudnych, realistycznych sytuacji ratuje Fanny Flagg przed pułapkami czyhającymi na obrońców tzw. „wartości rodzinnych”? Bohaterowie powieści nie są doskonali, czasami toną w wirach codzienności, uciekają przed odpowiedzialnością, własnymi korzeniami, boją się zwolnienia tempa i konfliktów, które niesie ze sobą życie w zróżnicowanym rasowo społeczeństwie. Konflikt rasowy, wyjątkowo ostro zarysowany, zostaje bezwzględnie porównany do faszystowskich teorii rządzących Europą w pierwszej połowie XX wieku. W przypadku tego wątku również udało się autorce uniknąć łatwych odpowiedzi i moralizatorstwa.
I jeszcze jeden temat, wspólny dla powieści Smażone zielone pomidory oraz Witaj na świecie, Maleńka! – apoteoza codzienności, zwyczajności, każdej upływającej chwili. Przemijanie w historiach Fanny Flagg nie jest bardzo bolesne i okrutne. Nieuniknione – tak, owszem, ale jeśli tylko jest o czym opowiadać, jeśli można w tych opowieściach uchwycić pojedyncze zdarzenia, to znaczy, że czas nie został zmarnowany. Z odchodzeniem rzeczywistości można się pogodzić, z niedocenianiem codziennych, niezwykłych, cudownych drobiazgów – nie.
Zysk i S-ka, 2000
Magdalena Walusiak
3 października 2000