Cóż za wyróżnienie: zostałam publicznie oskarżona przez Adama Cholewkę z Portalu Księgarskiego o populizm, rzekomo zaprezentowany przeze mnie w artykule Wyprawki dla wydawców?. Ponieważ trudno polemizować z tekstem, który nie grzeszy logiką ani poprawnością merytoryczną, pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę na kilka faktów.
Błąd na błędzie – tak można krótko streścić dziełko opublikowane w Portalu Księgarskim. Nieprawdziwe cytaty (w dodatku przypisywane ministrowi kultury, chyba pachnie to kryminałem:-), niesprawdzone informacje, błędne daty, karkołomne pomysły logistyczne – po prostu szczyt niechlujstwa i brakoróbstwa.
Według pana Cholewki „Kanon Literatury dla Dzieci i Młodzieży” budzi kontrowersje (choć w rzeczywistości nie budzi i nieco inaczej się nazywa), a minister kultury poinformował o wyprawkach, w skład których wejdą książki z tegoż „Kanonu” (choć minister mówił ogólnie o kanonie literatury dla dzieci; tylko idiota opowiadałby publicznie, kto wygrał przetarg, którego jeszcze nawet nie ogłoszono). Przy okazji pan Cholewka pomieszał daty telewizyjnego wystąpienia ministra, ale to już drobiazg. Gorzej, że „Kanon” pomylił z wyprawkami.
W świetle rewelacji Adama Cholewki podwładna ministra kultury, dyrektor Departamentu Książki w MKiS, dementuje słowa swojego szefa. Tzn. oświadcza, że wyprawki i „Kanon” nie powinny być ze sobą jednoznacznie łączone (fakt – cała sytuacja jest raczej dwuznaczna, o tym właśnie pisałam w artykule Wyprawki dla wydawców?).
Adam Cholewka roztkliwia się nad kulejącym czytelnictwem w Polsce i prostodusznie przytacza wypowiedź ministra kultury, że po wprowadzeniu wyprawek czytelnictwo wzrośnie o kilkadziesiąt procent!!! Bo, wiecie Państwo, są jakieś badania na ten temat w Wielkiej Brytanii i Skandynawii, związane z podobnymi akcjami i tam te akcje przyniosły właśnie takie rewelacyjne skutki – cieszy się pan Cholewka. Nie wypytuje dyrektor Departamentu Książki o wyniki tych badań, nie prosi o informacje dotyczące logistyki tego typu przedsięwzięć. Po prostu wierzy na słowo, że tak tam jest. „Idea jest ze wszechmiar słuszna” – podsumowuje optymistycznie (co to ten wszechmiar jednak już nie wyjaśnia, może chodzi o kuzyna wszechczasu?)
Żeby jednak nie było zbyt optymistycznie, pan Cholewka podejmuje się karkołomnego zadania – przeprowadza symulację kosztów. Podobną do mojej z Wyprawek…, ale nieco zmienia kwoty, z siedmiu miesięcy robi pół roku i otrzymuje sumę, której ostatecznie nie wymienia (w domyśle: 1,75 mln zł, jakoś to sobie wyliczyłam:-). Trochę ta kwota zaniżona, ale nie szkodzi, na szczęście autor zdaje sobie sprawę, że w skali ministerstwa kultury to i tak niemało.
I wreszcie część kulminacyjna – przetarg na wyprawki. Pan Cholewka myli kartki z danymi i wpisuje jako grupę wydawniczą, która podjęła się publikowania „Kanonu Książek dla Dzieci i Młodzieży” (to jest właśnie poprawna nazwa serii) z wydawcami „Kanonu na Koniec Wieku”. Sprawa jest o tyle zabawna, że pan Cholewka pyta mnie filuternie – a jakiż to jest skład „czarnego konia przetargu”? I sypie nazwami wydawnictw, które były związane z zupełnie innym projektem. Strasznie współczuję autorowi, bo wkopał się okrutnie. W dodatku grupa wydawnicza myli mu się z serią, seria z inną serią, kanon z „Kanonem”, „Kanon” z wyprawkami… Panie Cholewka, jest tyle ciekawych i twórczych zajęć!
Ale pan Cholewka niczym Rejtan broni rozwoju czytelnictwa w Polsce. Wytacza działa przeciwko populistce Magdalenie Walusiak, która zakwestionowała pomysł wyprawek książkowych dla noworodków, ponieważ, jej zdaniem, w kraju o blisko 20-procentowym bezrobociu są one czystą kpiną.
„Wartościowe pomysły należy promować i wspierać. Tym bardziej, jeśli dotyczą de facto edukacji. To, że trzeba za nie zapłacić konkretne pieniądze nie powinno nikogo dziwić. Wszak codzienna praktyka pokazuje, że jeśli coś jest za darmo – nie jest nic warte. A w tym wypadku za książki chce płacić Minister Kultury” – pisze pan Cholewka.
Czwarte zdanie jest fałszywe. Linux, inicjatywy obywatelskie, akcja głośnego czytania, działalność charytatywna – przykłady można mnożyć. Z pierwszym i drugim zdaniem się zgodzę. Właśnie dlatego podoba mi się pomysł „Kanonu” i dlatego w miarę naszych skromnych możliwości informowaliśmy o nim w serwisie Minimal Bros.
Ale zdanie trzecie powiązane z piątym to dopiero hucpa! Minister kultury chce płacić za wyprawki? A proszę bardzo – jeśli ze swojego portfela. Ale jeżeli zamierza przeznaczyć na ten cel pieniądze podatników – o, to ja bardzo przepraszam, życzę sobie zobaczyć najpierw wyniki tych mitycznych badań z Wielkiej Brytanii i Skandynawii uzupełnione o dane na temat tamtejszego produktu krajowego brutto i średnie płace krajowe. Może być w euro. A do tego podobny wykaz dotyczący stanu polskich dochodów. I to jest populizm? Nie, to zdrowa postawa obywatelska. Władza chce wydawać publiczne pieniądze? Od tego jest, ale niech się rozlicza, co do złotówki. Dlaczego za finanse z budżetu kraju ma być promowana jakaś seria wydawnicza, dlaczego dzieciaki mają otrzymywać od państwa książki, a nie na przykład pampersy lub kosmetyki dla niemowląt, dlaczego planuje się ekstra wydatek na „kulturę i edukację”, gdy chwilę wcześniej inni ministrowie tego samego rządu skrócili urlopy macierzyńskie i obcięli zasiłek porodowy? Że nie wspomnę o obcinaniu dotacji dla cenionych czasopism kulturalnych. To nie populizm i ogólniki, to konkretne pytania, na które odpowiedź minister kultury powinien przedstawić na papierze: zyskujemy 25% czytelników, akcja przynosi skutek po 12 latach finansowania, pieniądze na ten cel weźmiemy z rezerwy na biblioteki osiedlowe (to oczywiście informacje wymyślone na poczekaniu). Jako człowiek płacący uczciwie podatki mam prawo oczekiwać odpowiedzi. A pan Cholewka może w tym czasie poprzeglądać sobie np. materiały prasowe Polskiej Izby Książki, znajdzie w nich informację, ile jest Porozumień Wydawców i które czym się zajmuje. Może również sprawdzić co, komu i kiedy powiedział minister kultury. Niezłym pomysłem wydaje mi się także rozrysowanie schematu dostarczania książek dla noworodków do księgarń położonych w pobliżu miejsca zamieszkania maluchów i obserwowanie, ilu rodziców znajdzie czas i ochotę na bieganie tam po wyprawki. Gratuluję genialnego projektu logistycznego. Profesjonalista w życiu by tego nie wymyślił.
Tekst Adama Cholewki na stronie Portalu Księgarskiego (z moim komentarzem, a jakże)