Od wieków ludzie pobudzają organizmy za pomocą różnorakich bodźców. Alkohole, narkotyki, napary z ziółek, nikotyna – wszystko to ma sprowokować niecodzienne (przy założeniu, że na co dzień nie pijemy na umór) reakcje organizmu, gwarantujące “rozrywkę”.
Od wieków także ludzkość rozrasta się dzięki naturalnej skłonności do rozmnażania, która z jednej strony jest pierwotnym pędem pozwalającym na zachowanie gatunku, z drugiej zaś daje przyjemności, które nie mają raczej odnośnika w żadnej innej czynności wykonywanej przez ludzi. Co może nas spotkać, gdy połączymy oba czynniki?
Jak wiadomo alkohol, używany w niewielkich ilościach, pobudza do życia. Daje lekki szum w głowie, poprawia krążenie i witalność. Przesadzając jednak z jego używaniem możemy skończyć w izbie szpitalnej, wytrzeźwień, rzadziej zaś na statku miłości płynącym na Hawaje.
Hmm … co do skutków używania papierosów zdania są podzielone. Z jednej strony dają pewien luz, posmak luksusu (wykluczamy marki powodujące tworzenie się radioaktywnych chmur), a nawet ekstrawagancji. Jednak w przypadku kontaktów z płcią przeciwną wychodzą na jaw ciemne strony tej używki, czyli niewydolność serca i dość niemiły zapach wydobywający się z ust, zwany przez znawców przedmiotu “popielnicą”.
Używka niedostępna na rynku z powodów zależnych od ustawodawców. Wyjątkiem jest Holandia … Marihuana działa rozluźniająco i kojąco na zmysły użytkowników. Jak podają źródła zbliżone do Światowej Organizacji Zdrowia, od tysięcy lat nie stwierdzono, by ktokolwiek zszedł śmiertelnie po zażyciu marihuany. Jednak nie pocieszajmy się, gdyż to, co jest bodźcem dodatnim – o ile oczywiście można o takowych mówić w tym przypadku staje się też problemem tej używki. Przesada w zażywaniu prowadzi bowiem do stanu snu na jawie, w trakcie którego organizm nie jest w stanie wykonać większej ilości ruchów, a te jak wiadomo są niezbędne przy uprawianiu miłości.
Odpada na dzień dobry. Jej działanie uspakajające powoduje bowiem brak naturalnych dla miłości odruchów pobudzających do działania. Środek wprost wymarzony dla wszystkich, którzy preferują miłość platoniczną.
W tym przypadku należy zachować ostrożność. Halucynogenne działanie tego środka znane jest od wczesnych lat sześćdziesiątych. Było zresztą w tamtym okresie badane przez mało rozrywkowe gremia takie jak CIA. W przeciwieństwie do marihuany zanotowano aż zanadto zgonów spowodowanych omawianym specyfikiem, by polecać go bez obaw naszym milusińskim. Dodatkowym odstraszaczem w tym przypadku może być ryzyko pomylenia partnera bądź partnerki z owadem – vide Nagi Lunch, Cronenberga – lub zawał wywołany nagłym pojawieniem się w naszych sypialniach wielokolorowych plam w kształcie Andrzeja Wajdy.
Ten środek już w parę chwil po użyciu daje naprawdę niezłego kopa. Jednak w połączeniu z działaniem miłosnej adrenaliny może doprowadzić do stanu katatonii i serii zawałów następujących jeden po drugim w przeciągu paru minut. Jak wiadomo po drugim zawale, na który w normalnych warunkach czeka się całe lata, następuje trzeci, który najczęściej jest ostatnim. Jeśli więc nasze potrzeby badawcze nie zmuszają nas do poznania zawału z bliska i w dużym natężeniu, odpuśćmy sobie omawiany specyfik. Chyba że preferujemy nekrofilię, wtedy środek jak znalazł, zakładając, że zażyje go nasz partner.
Popularnie zwane “grzybkami”. Czysto ekologiczna substancja, występującą popularnie w Polsce jak kraj długi i szeroki. Z zeznań osób, którym udało się przeżyć zażycie omawianego specyfiku, należy wnioskować, iż nadaje on nową jakość kontaktom damsko-męskim. Wydłuża czas miłosnego tete a tete, bowiem nawet jeśli trwa ono zaledwie parę sekund, zażywający “psilocibe cubensis” odnoszą wrażenie trwającej lata świetlne podróży miłosnej … Problemem w tym przypadku jest niska kultura grzybiarstwa polskiego. W sytuacji, kiedy przeciętny zbieracz potrafi pomylić borowika z muchomorem sromotnikowym, aż strach brać się za omawiany specyfik.
Patrz: pozycja książkowa “Narkotyki” Stanisława Ignacego Witkiewicza.
Przy całym szacunku dla opium, które w minionych stuleciach stawało się powodem wojen, dawało chleb scenarzystom z Hong Kongu, a nawet nabrało kultowego wręcz znaczenia dla znanego twórcy dziewiętnastowiecznego, czyli Karola Marxa, należy zauważyć jedno. Opium jest specyfikiem powodującym długotrwały stany zadumy, połączony z przedłużającymi się nasiadówkami, a wręcz leżakowaniem. Przyjąwszy, że leżakowanie jest bliskie ideałowi sytuacji damsko-męskich, trzeba jednak przyznać, iż stan zadumy i refleksji osiąga się na ogół zwykle po zakończeniu miłosnych praktyk niż przed ich rozpoczęciem. W trzech słowach – opium: nie nada.
Jak sami państwo widzicie nie ma środków doskonałych, a łączenie powszechnie dostępnych stymulatorów nastroju z potrzebą miłosnego relaksu może dać efekty odwrotne od zamierzonych, a wręcz prowadzić do sytuacji nieprzewidywalnych.
Lecz, jak to się przyjęło mówić w kręgu kultury europejskiej, a której to myśli propagatorem był niejaki Adam Słodowy: ZRÓB TO SAM, a przekonasz się jak jest naprawdę … … tylko potem nie mów nikomu, że nie byłeś uprzedzany o skutkach 😉
minimal