Kolejna, po Ruchomych obrazkach, parodia szołbiznesu. Tym razem Pratchett bierze na warsztat muzykę; wbrew pozorom nie soulową, lecz „wykrokową”. Niewiele w tym tomie nowych pomysłów – czytelne aluzje rock’n’rollowe z Buddym na czele, Śmierć znowu na urlopie, choć z wyjątkowej przyczyny (depresja spowodowana czyjąś śmiercią!), jego nowy zmiennik pozwala sobie na nieprofesjonalne wyskoki w stylu Morta, a pewna gitara, podobnie jak rusznic w Zbrojnych, okazuje się istotą obdarzoną własną wolą. Krótko mówiąc – solidny, dowcipny i zwariowany, ale niespecjalnie zaskakujący odcinek z dziejów Świata Dysku.
Tytułowa „muzyka duszy” przelazła przypadkiem z innej rzeczywistości na planetę targaną od kilkunastu tomów przez kosmicznego żółwia A’Tuina na własnym grzbiecie i zagnieździła się najpierw w gitarze, a później w ciele pewnego gitarzysty. Jak to z zarazą bywa – rozprzestrzeniło się cholerstwo błyskawicznie, nie omijając magów z Niewidzialnego Uniwersytetu. Szczególnie niebezpieczny okazał się utwór Ścieżka do raju, po wysłuchaniu którego dziesięciu na pięciuset słuchaczy gna do sklepu muzycznego po gitarę, by ćwiczyć cudne akordy. Tak to od założenia grupy nierespektującej praw gildii muzycznej (w Ankh-Morpork zbrodnia niesłychana), poprzez powstawanie fanklubów, naśladowanie idoli (skórzane ubrania z ćwiekami), zatrudnienie pierwszego w historii Dysku managera (Dibbler gardło sobie podrzynam!), organizację trasy koncertowej, sprzedaż gadżetów z nazwą najpopularniejszej kapeli aż po woodstockowaty festiwal zakończony totalną rozróbą, gna Pratchettowska parodia przemysłu muzycznego. Parodia, trzeba przyznać, smaczna i pełna aluzji, niepozbawiona, dzięki świetnemu tłumaczeniu Piotra W. Cholewy, cudnych polonizmów.
W tle opowieści o muzyce wykrokowej snuje się wątek Śmierci, chwytającego się różnych sposobów oszukania pamięci, z zalewaniem się w, nomen omen, trupa włącznie. Zmiennikiem kosiarza staje się tym razem dziewczyna – prawie rodzona wnuczka Śmierci. I to właśnie dla niej dziadek złamie na moment swoje niezłomne zasady.
Muzykę duszy czyta się bez rozczarowania, ale i bez chwil olśnienia, jakie towarzyszą lekturze Trzech wiedźm czy Pomniejszych bóstw. Cóż, nie każdy tom sagi może być genialny. Czasem musi wystarczyć po prostu bardzo dobry.