Przestać spać – za jakie grzechy taka kara? Twoja oaza spokoju, do której możesz uciec od świata – znika. Słodkie marzenia nabierają goryczy. Wpadasz w bagno po uszy. Rzeczywistość gwałci emocje. Przed tobą dantejska wyprawa do piekła złudzeń i niezrealizowanych pragnień.
Taką właśnie karę wymierzył swoim bohaterom Darren Aronofsky, twórca filmu Requiem dla snu.
Ćpali, żeby było piękniej i lepiej, a wplątali się w labirynt złowieszczych halucynacji – niestety bardzo realnych. Wygnano ich z krainy snu wprost w objęcia histerii i samotności. Nawet w “amerykańskim śnie” nie było już dla nich miejsca. Sarę, Harry’ego, Tyrone’a i Marion reżyser zepchnął na drugi plan – paradoksalnie nawet w samym filmie nie są zbyt ważni. To tylko przerażające przykłady, które można by mnożyć w nieskończoność.
Głównym bohaterem filmu jest nałóg. “To film o potworze, którego nie widać, ponieważ żyje w wyobraźni bohaterów” – mówi Darren Aronowsky. “Chciałem pokazać, że nie ma różnicy między nałogowym piciem kawy, braniem narkotyków, opychaniem się słodyczami i oglądaniem telewizji. Te nałogi są takie same”.
Aronowsky ciska w widza swoim moralizatorstwem, ale robi to z taką pasją, że trudno mu nie wybaczyć. Tak, jak w poprzednim filmie – Pi – fascynuje go strach, ból i agresja. Swoją historię opowiada głównie przy pomocy obrazów – bardzo sugestywnych. Nagłe cięcia podkreślają szybki upływ czasu, gwałtowne zmiany nastrojów bohaterów. Kamera włazi aktorom w twarze, naruszając tajemnice, odkrywając najskrytsze emocje. Jak refren powracające krzykliwe ujęcia ceremonii brania narkotyku i rozszerzającej się źrenicy są niemal pornograficzne. Pełno tu zbliżeń na ułomne, upokorzone ciała, poddawane medycznym i seksualnym zabiegom. Aronofsky jest agresywny i arogancki. Podmiot zamienia w przedmiot. Odsłania tajemnice autozniszczenia. Ludzka machina zjada swój własny ogon.
Im bardziej bohaterowie Requiem… wciągają się w swoje obsesje i uzależnienia, tym bardziej film kruszy się i rozpada – zmienia w poszatkowane gwałtownym montażem puzzle. Elektrowstrząsy roztrzaskują marzenia Sary o wyrwaniu się z samotności. Znika obraz-wizja Jennifer stojącej na molo, który wraca do Harry’ego w narkotycznych transach. W całości pozostaje tylko chore ciało – udręczone, sponiewierane i rzucone rzeczywistości na pożarcie. Więzi międzyludzkie znikają. Mit o “cudownej Ameryce” – kraju, w którym wszyscy są sławni, bogaci i piękni to bezwstydnie pusty frazes i najgroźniejszy narkotyk.
Bohaterowie filmu są przekonywujący i wzruszający. Ellen Burstyn (nominowana za tę rolę do Oscara) nie boi się pokazać brzydoty i udręki kobiety starzejącej się w samotności. Jej postać – zatopiona w marzeniach o sławie – budzi lęk i współczucie. Muzyka Clinta Manswella – również autora muzyki do Pi – piłowana przez Kronos Quartet paraliżuje.
Ktoś mógłby zarzucić Aronofsky’emu, że jest efekciarski, przesadnie hałaśliwy, rozhisteryzowany. Film jest wartościowy właśnie dzięki brutalnej szczerości reżysera. Jego sposób opowiadania wywołuje u widza pioruny emocji, wcześniej w kinie nie wywoływane.
Oto nowa era kina! Dla widzów przyzwyczajonych do prostych hollywoodzkich historyjek, film może być poważnym wstrząsem. Po Requiem… nie jest się już tym samym człowiekiem.
reżyser: Darren Aronofsky
obsada: Ellen Burstyn, Jered Leto, Jennifer Connelly, Marlon Wyans
muzyka: Clint Mansell
zdjęcia: Matthew Libatique
USA 2000
Nasza recenzja Pi
Temat muzyczny z Requiem dla snu MP3/2,3MB
Kamila Rokicka