Schyłek lata to trzeci po Zapachu zielonej papai i Rykszarzu film Tran Anh Hunga pokazywany w Polsce. Każdy z nich pokazuje inne oblicze twórcze reżysera. O ile staromodny i romantyczny Zapach… nasycony jest realizmem, a Rykszarz – gwałtownie zanurzony w socjo-politycznym chaosie, o tyle Schyłek lata jest filmem przede wszystkim naładowanym emocjami, zatrzymującym się na rozedrganych chwilach, uwieczniającym momenty, które w codziennym życiu umykają – choć ważne, często zostają niezauważone, jest filmem pełnym równowagi i spokoju.
To, co dzieje się w Schyłku lata jedni mogą nazwać poprawnym zachowywaniem pozorów, inni – harmonią skażoną goryczą i melancholią. Ta nadzwyczajna harmonia jest zauważalna we wszystkim – począwszy od stosunków panujących między mężczyznami a kobietami, poprzez ceremonie przygotowywania posiłków, sposób filmowania, scenografię, aż po najdrobniejsze gesty aktorów. Tik-tak – wszystko ma tu swoje miejsce i czas, swoją dyskrecję i takt.
Oto mamy tytułowy schyłek lata w Hanoi, stolicy Wietnamu. Film otoczony jest klamrami dwóch uroczystości – otwiera go ceremonia z okazji rocznicy śmierci matki czworga rodzeństwa, zamyka zaś skromna rocznica śmierci ojca. Trzy siostry i brat wspominają swoich rodziców, parę ludzi, która była sobie przeznaczona, parę wyidealizowaną, bez skazy, kobietę i mężczyznę dopasowanych do siebie nawet pod względem długości życia – matka była miesiąc starsza od ojca, ten zaś zmarł miesiąc po jej śmierci. Rodzeństwo łączy ogromna zażyłość, ale każde z nich ma swój sekret. Tajemnice zresztą są pewnego rodzaju tradycją w ich rodzinie, a siostry są przekonane o tym, że nie mogą dopuścić do ich ujawnienia. Chcą wierzyć i chronić tę niezwykłą aurę harmonii, która towarzyszy wspomnieniom o zmarłych rodzicach.
Schyłek lata jest filmem intymnym i nieskończenie zmysłowym – nie tylko ze względu na opowiadane tu miłosne historie, ale również przez wzgląd na specyficzny powolny rytm, spalone słońcem nieruchome popołudnia, rozkołysane dźwięki owadów – owe wyeksponowane szczegóły, typową wschodnią wrażliwość. Anh Hung powraca do tej tradycyjnej formy z jej nadzwyczajną dbałością o szczegół. Obrazem nawiązuje do subtelnych drzeworytów, które w azjatyckiej sztuce nazywane są “pieczątkami chwili”. Każde ujęcie jest słodkie jak pocztówka ze snu, magiczne i kompozycyjnie doskonałe. Nie bez kozery Schyłek lata powstał przy współudziale Francuzów, którzy już w czasach impresjonizmu zachłystywali się wrażliwością Wschodu i czerpali zeń inspiracje.
By zatrzymać upływ czasu i wprowadzić nastrój bezruchu, reżyser przywołuje niektóre obrazy kilkakrotnie, powtarza to, co w świadomości bohaterów zakorzenione jest tak trwale, jak rodzinne tajemnice. Podobnie traktuje muzykę, która ma swoją powtarzalność. Obecność ospałych piosenek Lou Reeda i Velvet Underground z pewnością ucieszy niejedno ucho, chociaż muzyka nie jest tu zbyt wyeksponowana. Słów używa się również oszczędnie, a raczej uśmiecha do tego, co niewypowiedziane, ukryte między słowami. W Schyłku lata można odnaleźć tę samą wrażliwość, która zdobiła niedawno pokazywany w naszych kinach tajwański film I raz i dwa, który dzięki prostej równowadze zwracał uwagę na najdelikatniejsze poruszenia duszy. Dla mnie osobiście to film niezwykły i bardzo osobisty. Trzeba zobaczyć.
reżyseria: Tran Anh Hung
obsada: Tran Ny Yen Khe, Nguyen Nhu Quynh, Le Khanh, Ngo Quang Hai
Francja/Wietnam/Niemcy 2000
Kamila Rokicka