Przyglądała mu się z namysłem, rozdrapując machinalnie swędzące po ukąszeniu pchły miejsce na przedramieniu. Długie, bezbarwne włosy, splątane i pozlepiane niczym wronie gniazdo, opadały jej na ciemne oczy, które połyskiwały od czasu do czasu jakimś nieokreślonym kolorem. Odgarnęła włosy z czoła i dotknęła lekko prostej ramy zwierciadła, tak jakby chciała zatrzymać w nim ten obraz. Koń szedł wolno, równym tempem; mógł już tak przemierzyć wiele mil, wiele krain. Rycerz podążał brzegiem rzeki na spotkanie nocy. Poznawała to po tym, że światło dnia gasło szybciej, niż płynęła woda. Niewiele widziała przez drzewa rosnące nad rzeką; nie miała pojęcia, co to za zakątek świata.