Przeklęta bariera to kryminał, romans i humorystyczna obyczajówka, czyli to, co zwykle u Chmielewskiej, a do tego.. SF! Ze zdecydowanym naciskiem na F, bo naukowych wyjaśnień jest w tej powieści jak na lekarstwo. Ale to nie pretensja, broń Boże! Gdyby akurat ta autorka zaczęła się bawić w techniczne szczegóły przyczyn tajemniczych wydarzeń, książka straciłaby zapewne tempo i potoczystość. Nie zdradzę wiele, jeśli powiem, że główna bohaterka Katarzyna odbywa niewyjaśnione podróże w czasie – to wiadomo od pierwszych akapitów. Krótko mówiąc przypomina się Małgosia kontra Małgosia czy Godzina pąsowej róży, tylko na odwyrtkę.
I, w przeciwieństwie do wymienionych dwóch tytułów, zdecydowanie i obyczaje, i warunki życia w naszej rzeczywistości podobają się bardziej zarówno głównej bohaterce, jak i autorce. A zamieszania z powodu zawirowań czasowych jest co niemiara, zwłaszcza zabawnych nieporozumień i humorystycznych sytuacji, co miłośnika książek Chmielewskiej doprowadzi niejednokrotnie do kwiku, rechotu, podejrzanych drgawek i – nazywając rzecz po imieniu – może go zakwalifikować do umieszczenia w pokoju bez klamek. Dlatego zdecydowanie odradzam czytanie Przeklętej bariery w miejscach publicznych. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam – w przeciwieństwie do takich sobie powieści z ostatniego dziesięciolecia, zwłaszcza tych hazardziarsko-hippicznych, Przeklęta bariera wciąga od pierwszych stron i śmiało można ją postawić obok Lesia i Całego zdania nieboszczyka. Lądowanie w Garwolinie zostawiłabym na nieco niższej półce.
Vers, 2000
Magdalena Walusiak