Calvin i Hobbes Billa Wattersona to lektura obowiązkowa dla rodziców kilkulatków. Dla nierodziców – rewelacyjna rozrywka i ostrzeżenie: wiedzcie, w co możecie się wpakować, decydując się na dziecko! Może lepiej kupić jamnika?… Sam Watterson wyznał kiedyś z rozbrajającą szczerością: “Nie chciałbym mieć takiego dziecka, jakim jest Calvin, ale wymyślanie jego przygód pomaga mi zrozumieć współczesny świat”. Paski komiksowe z serii Calvin i Hobbes ukazują się codziennie na łamach ponad 1400 gazet na całym świecie.

Kiedy przejrzałam album po raz pierwszy – czarno-białe ilustracje, 4-kadrowe (rzadziej zajmujące całą stronę kilkunastokadrowe) fabuły, dynamiczna kreska z odrobiną czarnych plam – pomyślałam “ech, nic nowego, kuzyn Fistaszków“. Potem zaczęłam czytać historyjkę za historyjką… Póki nie skończyłam. W trakcie przypominały mi się urywki z różnych książek psychologicznych i poradników dla rodziców, w które wgryzam się od czasu do czasu, by podbudować teoretycznie rolę mamy. Cóż, praktyka co dnia potrafi zaskakiwać niezwykłymi pomysłami kilkuletniego potomka.

Rodzicom Calvina chyba żadne poradniki nie są w stanie pomóc. Ich kilkuletni syn to wyjątkowo ruchliwy, inteligentny chłopak z rozszalałą wyobraźnią. A właściwie – o ile jestem sobie w stanie przypomnieć moje wyobrażenia o świecie, a zwłaszcza odtworzyć część z nich na podstawie obserwacji kilkulatki demolującej dom, w którym mieszkam – ta wyobraźnia jest w gruncie rzeczy prawie normalna. Jak na wiek Calvina rzecz jasna. “Dla kilkuletnich dzieci świat i ich wyobrażenia o nim są równie rzeczywiste”. “Dziecko potrafi postrzegać rodzica, który na nie krzyczy, jako prawdziwego, straszliwego potwora”. “Dla kilkulatka magia jest oczywistością” – takie oto poradnikowe mądrości zobaczyłam na obrazkach Wattersona. Mądrości w wersji zdecydowanie hardkorowej. O ile Fistaszki są bowiem komiksem w wersji soft i prezentującą raczej subtelne, nieco filozoficzne poczucie humoru, to Calvin i Hobbes z rozsadzającą ich energią zmuszają czytelnika do barbarzyńskiego rechotu, z turlaniem się po wykładzinie podłogowej włącznie. A na krawędzi świadomości migocze czerwona lampka: “byle mnie nie spotkał dopust wychowywania TAKIEGO dziecka!”

“Astronauta Spiff zbliża się do statku obcych” – wyobraża sobie Calvin podczas zajęć szkolnych i to wyobrażenie jest dla niego równie realne, jak przekształcenie się siedzącej w najbliższej ławce koleżanki w obcego, którego trzeba załatwić podręcznikiem. Chociaż zdecydowanie ciekawiej jako okropny kosmita sprawdza się stara, gruba nauczycielka. Na nią może podziałać tylko niezawodny blaster…

Pod łóżkiem ukrywają się w nocy okropne potwory i trzeba wezwać mamę lub tatę, żeby je wypłoszyli. A jeśli rodzce nie potrafią się sprawdzić w roli pogromców straszydeł, trzeba paskudztwa rozwalić pałką bejsbolową. Że przy okazji coś się stłucze? Trudno, przecież trzeba się bronić, prawda? A glutowatą owsiankę, zmorę dzieciństwa, można załatwić widelcem. Jak się cholerę dobrze przegoni po całej jadalni, w końcu skubana ulegnie. Szkoda tylko, że rodzice kompletnie nie rozumieją, z jakim rewelacyjnym bohaterem mają na co dzień do czynienia. I nie potrafią docenić wysiłku i miłości syna, który o 5 rano w sobotę przynosi ojcu do łóżka laurkę. Całe szczęście, że człowiek ma prawdziwego przyjaciela – tygrysa Hobbesa.

Hobbes to rewelacyjna postać historyjek Wattersona. Pluszowy kumpel Tygryska z powieści Milnego jest dla Calvina równie żywy i prawdziwy jak rodzice czy koleżanka z klasy. A nawet bardziej. O ile mama, tata, nauczycielka czy koleżanka mogą się znienacka przekształcić w cokolwiek innego (najczęściej w potwora), Hobbes zawsze pozostaje Hobbsem – wiernym przyjacielem i towarzyszem szalonych zabaw. Polegających między innymi na doprowadzaniu ukochanych rodziców do stanu przedzawałowego.

PS. Zerknęłam na opis wydawniczy i już wiem, dlaczego tak dobrze czyta się dymki w Calvinie. Otóż komiks przetłumaczył niejaki Piotr. W. Cholewa. Tak, ten sam, który przekłada m.in. powieści ze “Świata Dysku” Pratchetta.

Magdalena Walusiak

Bill Watterson: Calvin i Hobbes, Egmont Polska, Warszawa, 2004.