Były generał Tundu Embroja ułożył się wygodnie na małych, włochatych ciałkach. Jeden ze szczurów pisnął, ale żaden nie śmiał ugryźć człowieka. Najwyraźniej uznały go za wyjątkowo dużego szczura, z którym nie warto zadzierać. Ledwie Embroja zdążył skrzyżować ręce na piersi, inne szczury wbiegły na niego, pokryły go ruchomą kołdrą ze swoich ciał. Chciały się nacieszyć jego ciepłem. No i dobrze, pomyślał Embroja, no i dobrze, mnie też będzie cieplej.
Obok mościła sobie legowisko ruda. Ruda złodziejka, kurwa i morderczyni, która stała się teraz jego wodzem.