“Oto prawdziwy ‘eastern’, jak nazwał go sam twórca, znakomity francuski autor komiksów, Yves Swolfs”. Taką oto notkę można znaleźć na tylnej okładce jednego z najmłodszych dzieci Egmont Polska o swojsko brzmiącym tytule Vlad. Przyznać muszę, że nie znałem dotąd pana Yvesa, ale po lekturze jego dzieła myślę, że nie było się czym przejmować.
Fabuła Vlada jest prosta jak drut. Vlad ma brata. Brat ma na imię Igor. Bracia nie widzieli się kupę lat i nie rozpaczają z tego powodu. Vlad musi jednak odnaleźć Igora, gdyż od tego zależy wielkość spadku, jaki dostanie po swej zmarłej tragicznie matce. Jeżeli autorowi tego dzieła wydaje się, że podobna sytuacja mogła mieć miejsce tylko i wyłącznie na zabitym dechami wschodzie, to świadczy to o nim nie najlepiej. Jeżeli wydawało mu się, że tylko na wschodzie chłopaki strzelają do siebie z karabinów maszynowych podczas przejażdżek autostradami, to najwyraźniej spędza za dużo czasu na wchłanianiu drogich alkoholi w swojej willi otoczonej zewsząd bagnami i pozbawionej telewizora. Gdzie więc wspomniany na początku „eastern”? Może należy go szukać – i należy wtedy uznać kunszt scenarzysty – w prawidłowym obsadzeniu bohatera w roli weterana armii rosyjskiej? Faktycznie, Rosja ma armię, a jej armia dysponuje sporą liczbą weteranów.
Fabuła Vlada, żeby nie wiem jak ją próbować polubić, polubić się nie daje. Z banału można bowiem przy odrobinie samozaparcia i inwencji wycisnąć prawdziwą perłę. W przypadku Vlada czytelnik dostaje do ręki starą śmierdzącą rybę owiniętą w kolorową (?) gazetę . Niby mamy tu typowego szwarccharaktera, który dla pieniędzy, tfu! rodziny gotów jest przerywać możnym tego świata ich lekcje fletu, czy też wyrywać upadłe dziwki z odmętów ich plugawego życia. Żeby nie było monotonnie Vlad ma sny. Śni mu się wojna. Chyba u każdego, kto poznał wcześniej Cygana wraz z jego nieprawdopodobnie bogatym obrazem postnuklearnej Rosji, pojawia się pytanie: na cholerę coś takiego czytać? Dla podniet wywołanych obserwacją chorób dręczących rosyjskich bogaczy? Bez jaj, najgorętsza w całym zeszycie scena seksualnego poniżenia i sadomasochistycznego mordu na partnerce głównego bohatera nie jest pokazana! Wiec czym ma się podniecać czytelnik? Piersiami wspomnianej już panienki, które na każdym rysunku wyglądają inaczej? Vlad przypomina bowiem szkicownik, w którym scenarzysta pospisywał luźne pomysły, nie rozwijając ich w oczekiwaniu na wenę.
Czemu nie padło praktycznie ani jedno słowo o walorach graficznych Vlada? To proste, takich walorów ten komiks nie posiada. Przyznam z niesmakiem, że podobnej fuszerki nie dane mi było widzieć od końca lat osiemdziesiątych, w których światło słoneczne ujrzał twór o tytule Good Morning Vietnam. Mówiąc wprost, tuzin niedorozwiniętych manualnie i psychicznie szympansów upojonych absyntem i otępionych ciężkimi narkotykami nie spłodziłoby tak koszmarnych rysunków, nawet gdyby grożono im dodatkowo obcięciem racji wody na okres suszy na Saharze.
Vlad: Igor mój brat
Scenariusz Yves Swolfs
Rysunki: Griffo
Egmont Polska, 2002
minimal