Dla kogo zagadki i tajemnice pełnią role filmowego rdzenia, ten w irańskim filmie Abbassa Kiarostamiego Uniesie nas wiatr zakocha się od pierwszego wejrzenia. Jest w nim cała masa filozoficznych refleksji, starych przypowieści, które trzeba rozgryźć i powiązać ze sobą.
W tej pełnej niedopowiedzeń historii wiele dzieje się poza obrazem. Dzięki temu sam widz staje się współtwórcą sztuki filmowej. Zaczyna widzieć to, co na ekranie można zobaczyć niezwykle rzadko. Zmienia się w detektywa, który powoli rozwiązuje zagadkę. Reżyser, trzymając się zasad swojego “Manifestu kina niedokończonego”, niewiele pokazuje, pozostawia w fabule dziury, niczym w krzyżówkach, by widz mógł je sobie wypełnić wyobraźnią. Stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Nawet nie widząc, można poczuć i rozumieć – oto główny temat filmu.
Krajobraz spalony słońcem – jak z obrazów Van Gogha. Puste wzgórza Kurdystanu. Wysmakowane, malownicze zdjęcia Mahmouda Kalari pozwalają niemal poczuć zapach łanów zbóż i ciepło promieni słonecznych. Kamera koncentruje się na filmowaniu urody irańskiego krajobrazu. Znajduje tu niezwykłą przestrzeń, harmonię i spokój.
Drogą z trudem jedzie stary samochód, zza kadru słychać rozmowę pasażerów. Mówią o poszukiwaniu “jedynego drzewa” i “krętej drogi”, która pomoże dotrzeć do celu – małego miasteczka u podnóża dwóch pagórków. Nie wiadomo, kim są – oto zagadka, która nie zostanie rozwiązana jeszcze długo. Uczucie oczekiwania, wywołane już w pierwszych ujęciach filmu, łaskocze widza do końca. Niektóre główne postaci są konsekwentnie ukrywane poza kadrem. Nie widać człowieka kopiącego dół ani młodej dziewczyny, która doi krowę, jak również współtowarzyszy głównego bohatera. Ten ostatni – jedyny prawdziwy, choć debiutujący przed kamerą, aktor, stale się śpieszy: pędzi jeepem krętymi drogami na szczyt wzgórza, żeby tylko porozmawiać przez telefon komórkowy. Scena powtarza się kilkakrotnie, dodając filmowi monotonii, a zarazem ciągłości.
Film sprawia wrażenie jakby się zatrzymał. Taki był też zamysł reżysera – chciał pokazać codzienność swojego bohatera, monotonię życia, na którą jest skazany, podobieństwo jednego dnia do drugiego. Taki styl opowiadania przywodzi na myśl Lisbon Story Wendersa, a także filmy Kurosawy. Kiarostami jest z pewnością również jednym z niewielu współczesnych kontynuatorów sztuki reżyserskiej Antonioniego. Kiedy bohater skarży się na nudę i zmęczenie, również widz zaczyna odczuwać zmęczenie. Wtedy następuje eksplozja – w dole, na kopiącego człowieka osuwa się ziemia.
Nastrój filmu budowany jest słowami – poezją Omara Chajjama i Forough Farrochzad. Jest ona kluczem do opowieści o naturze czasu, życiu i śmierci; o tym, że ciągłe myślenie o przyszłości oddala nas od teraźniejszości, od prawdy. Kiarostami zafascynowany twórczością Farrochzad – bardzo osobistą, pełną uczuć i śmiałego, jak na perską poetkę, erotyzmu – zaczerpnął z jej wiersza tytuł swojego filmu.
Uniesie nas wiatr przeznaczony jest dla tego grona odbiorców, które chętnie poddaje się refleksji i skupieniu. Warto zobaczyć, co Kiarostami odkrywa, a czego nie pokazuje, bo między tymi skrajnościami mieści się cała sztuka filmowa. Mimo, że film dotyka czasem gorzkich prawd widz opuszcza ciemną salę kinową niemal unosząc się nad ziemią. Dla takiego uczucia z pewnością pozwoli, by jeszcze raz “uniósł go wiatr”.
reżyseria: Abbas Kiarostami
obsada: Behzad Dourani oraz mieszkańcy wioski Siah Dereh w irańskim Kurdystanie
Iran/Francja 1999
Kamila Rokicka