Postaci barbarzyńskich herosów – w typie Conana z Cimmerii – to bardzo wdzięczny temat do wyszydzenia. Ich rozdęte do granic możliwości ego i mięśnie wielkości arbuzów w połączeniu z kurzym móżdżkiem przyprawiły niejednego czytelnika o spazmy śmiechu. Są więc też owi bohaterowie wyjątkowo wdzięcznym materiałem do sparodiowania, co już dawno zaowocowało niezapomnianymi postaciami, takimi jak Cohen Barbarzyńca (u Terry’ego Pratchetta), Burok (u Johna Morressy) czy słynny Conan Bibliotekarz (pięć punktów dla tych, którzy pamiętają, podpowiadam, że chodzi o film).
Podobnego typu postać mamy w autorskim komiksie Erika Herenguela, „Kran”. Wbrew pozorom tytuł nie zapowiada opowieści o niezbadanych mrokach fachu hydraulicznego, ale jest po prostu imieniem głównego bohatera. Tu przy okazji drobna uwaga: imiona barbarzyńców, masowo generowanych przez literaturę fantasy, muszą być krótkie i proste do zapamiętania głownie dlatego, by zapamiętali je posiadacze tychże imion. Czytelnicy są z reguły bardziej inteligentni. W każdym razie rzeczony Kran (wygląda jak sterydowcy spod mojego bloku, tyle że włosy ma długie do ramion) jest średnio tępym synem władcy królestw Torgnol. Pewnego dnia Kran został oskarżony o rozdziewiczenie bogini Miłości, za co jej wyjątkowo wkurzona matka zagroziła pokaźnym zmniejszeniem przyrodzenia. Co gorsza problem kilkucentymetrowego ubytku nie dotyczy jedynie Krana (w tym momencie jego imię nabiera nowych znaczeń… przynajmniej po polsku), ale wszystkich mężczyzn królestwa. Kran dostaje więc czas na odwrócenie skutków swojego czynu i przy okazji zostaje przez swojego tatę (zero wyrozumiałości!!!) wygnany z królewskiego dworu. Wraz z Kranem na tułaczkę udał się Kunu, wyjątkowo upierdliwy i gadatliwy kurdupel (coś na kształt wiernego przyjaciela Slaine’a, karła Ukko).
Wyjątkowo mieszane uczucia wzbudził we mnie ten komiks. Choć nie przepadam za rozrywką, której temat i 90% żartów krąży wokół krocza, to skłamałbym mówiąc, że nie śmiałem się przy lekturze Krana. Potrzebna mi była widocznie taka dawka rozkosznej głupoty. Na pewno o wiele to zdrowsze niż oglądanie amerykańskich filmów waginalnych typu American Pie. Radzę więc przymknąć oko na niedoskonałości komiksu, a wtedy zostanie nam kilka fajnych pomysłów (bardzo podobał mi się wilkołak) i niezła rozrywka, w sam raz na plażę lub hamak.
wydawca: Amber
Kuba Demiańczuk