Minimal Bros: Jest pan jedynym polskim fotografem w “National Geographic”. Pańskie zdjęcia znalazły się w zbiorze najlepszych zdjęć tego magazynu zatytułowanego Oczami Fotografów. Z pewnością wiele osób dręczy pytanie jak zostaje się fotografem “National Geographic”?

Tomasz Tomaszewski: To bardzo trudne, w ciągu ostatnich czterech lat została zaakceptowana jedna osoba, kobieta.

Decyduje o tym dyrektor fotografii, który szuka ludzi, którzy nie tylko potrafią robić zdjęcia – bo to jest oczywiste, że muszą być wykonywane na przyzwoitym poziomie ? szuka ludzi, którzy są również dziennikarzami.

Myślę, że także takich, którzy potrafią dostarczyć materiały, ale również zapanować nad dość skomplikowanym procesem. To jest rodzaj produkcji, z którym ma się do czynienia, więc trzeba potrafić zorganizować to sobie. W tej chwili ekonomia nie jest tak wspaniała jak dawniej, w związku z tym fotograf jest właściwie zostawiony sam sobie i musi przygotować materiał.

W tej chwili ja pracuje nad czymś co fotografuje w jedenastu krajach, każdy wyjazd do danego kraju muszę sam przygotować, muszę znaleźć tłumacza, wiedzieć dokąd pojechać, zdobyć informacje, zarezerwować hotele i może to wszystko nie jest skomplikowane, ale musze nad wszystkim sam zapanować.

Minimal Bros: Jedna osoba w ciągu 4 lat? Z pośród ilu została wybrana?

Tomasz Tomaszewski: Codziennie kilkanaście osób wysyła swoje portfolia na adres tego dyrektora fotografii, albo próbuje z nim się osobiście spotkać w Waszyngtonie. Więc można powiedzieć, że w ciągu miesiąca jest to 70-80 osób, które próbują pokazać swoje prace.

Dyrektor fotografii jeżdżąc po świecie spotyka się z młodymi ludźmi, fotografami. Jeździ na przykład na wielkie imprezy takie jak Perpignon, gdzie przyjeżdżają ludzie zajmujący się dziennikarstwem fotograficznym. Przygląda się temu co się dzieje na rynku fotograficznym, w fotografii prasowej, dokumentalnej i decyduje… ale jak powiedziałem w ciągu 4 lat zdecydował się na jedną nową osobę.

Jest więc to dość skomplikowany proces, lecz problem polega też na czymś innym. Jest po prostu tak duża ilość materiałów wyprodukowanych i nie wydrukowanych, że “National Geographic” mógłby się ukazywać przez następne 115 lat, używając tego co jest odłożone na półki i jest na bardzo wysokim poziomie, ale z jakiegoś powodu nie znalazło miejsca w publikacji, bo na przykład był jakiś konflikt merytoryczny z materiałami, które wcześniej były zrobione.

Dziś trudno jest mówić, że opisujemy świat, że pokazujemy go takim jaki jest, gdyż wiemy doskonale jak wygląda. Więc szuka się ludzi, którzy potrafią dostarczyć fotografii, która interpretuje świat i to również dotyczy zdjęć dzikich zwierząt czy przyrody. To jest dość skomplikowane, żeby zrobić to w kolorze na takim poziomie, dlatego tak niewiele osób nowych się dostaje do Nationala i to jest złe, bo powinni być nowi ludzie, którzy przynoszą nową formę, którzy są bardziej odważni, nie wpadli w rutynę. Takich osób jest wiele, ale niestety w tym magazynie pojawiają się oni rzadko.

Minimal Bros: Czy planowane jest wydanie albumu z pańskimi zdjęciami?

Tomasz Tomaszewski: Dla mnie książka jest czymś specjalnym i muszę powiedzieć, że jest mi jakoś wstyd, gdy przyglądam się temu co się dzieje na polskim rynku. Widzę setki książek, które są po prostu o niczym, które są zbiorem banalnych, prostych, najczęściej głupich fotografii, które są po prostu estetyczne i na tym się to wszystko kończy. Nie mam materiału w tej chwili, na tyle dobrego żeby móc się odważyć i zaproponować komuś jego wydanie. Nie odważę się na coś takiego.

W tej chwili pracuje nad materiałem, w którym po raz pierwszy od jakiś 10 lat czuję, że mam do zaproponowania coś ciekawego i nowego. Nie wiem czy to będzie bardzo odkrywcze, ale mam trochę fotografii, które pokazują rzeczy do tej pory w ogóle nie fotografowane. Nie jest to pomysł nowy, fotografuję pewną grupę ludzi, która była wcześniej przez wielu fotografów uwieczniana.

Ale mam rzeczy, których nie widziałem u nikogo innego, więc może odważę się zaproponować jakąś większą formę. Nie wiem czy to będzie książka z twardą okładką, ale na pewno będzie to forma większa niż magazyn. Ten materiał będzie publikowany w marcu 2001, lecz chwile potem będę próbował złożyć ze zdjęć, które zrobiłem i które będę robił jeszcze w tym roku, właśnie coś w rodzaju książki.

Minimal Bros: Był pan jednym z jurorów konkursu World Press Photo, corocznej imprezy gromadzącej najlepsze zdjęcia prasowe z całego świata. Jak wiadomo jest to najbardziej prestiżowe wydarzenie tego typu na świecie i wiadomo też, że wzbudza ogromne emocje. Padają pod adresem konkursu zarzuty, iż ukazuje jednostronny obraz świata, pełnego przemocy i wojen, zarzuty mające świadczyć o komercjalizacji przemocy. Jakie jest pańskie zdanie na temat tego typu stwierdzeń?

Tomasz Tomaszewski: Jeśli to świadczy o czymkolwiek, to tylko o tym, że my nie rozumiemy czym jest konkurs World Press Photo. Po prostu ludzie, z reguły nie czytają czym jest ten konkurs i oczekują od niego, żeby stał się czymś uniwersalnym co załatwi wszystko czego nie może załatwić, ponieważ jest to konkurs zupełnie o czymś innym.

Ludzie oczekują od fotografii wielu rzeczy, również takich, których fotografia nie może im załatwić. Żądają od fotografii, żeby ona przemówiła, od konkursu fotografii prasowej żądają, żeby był uniwersalnym konkursem, który opisuje świat takim jakim jest. World Press Photo jest konkursem, który zajmuje się bardzo wąskim wycinkiem fotografii, który nazywa się fotografią prasową, a więc taka która dostarcza najważniejszych informacji.

Jeśli ktoś fotografuje przepiękny pejzaż to na tym konkursie nie zdobędzie nagrody, bo to że słońce wschodzi codziennie rano nie jest informacją prasową. To, że gdzieś jest pięknie postawiony dom, z przepiękną architekturą nie jest informacją, która pozwoli wydrukować to zdjęcie na pierwszej stronie. Nam się nie podoba, że głównymi informacjami prasowymi, są informacje o cierpieniu ludzi i o tym, że robimy sobie krzywdę codziennie, ale tacy my jesteśmy. Czy nam się podoba czy nie, to tacy jesteśmy, mimo tego iż chcielibyśmy żeby było lepiej to nie jest wcale tak dobrze pod koniec tego XX wieku.

Przecież my zachowujemy się po prostu okropnie, zajmujemy się głównie robieniem sobie krzywdy i ten konkurs jest odbiciem tego. Więc nie oczekujmy tego czym się ten konkurs po prostu nie zajmuje, to nie jest konkurs fotografii artystycznej, czy na kreację. To jest konkurs promujący i zajmujący się wyłącznie press photography.

Wystarczy przeczytać tytuły 8 kategorii, jedyna z nich, która może mówić o czymś uniwersalnym to kategoria Daily Life, najtrudniejsza do zwyciężenia i tak naprawdę jedyna wartościowa w jak najgłębszym tego słowa znaczeniu. Reszta kategorii to balansowanie między szczęściem, znajomością geografii, wiedzą gdzie się powinno być w jakim momencie i prędkości z jaką dostarczy się to zdjęcie do swojej macierzystej gazety. Ale bardzo się cieszę, że ten konkurs jest tak popularny w Polsce, sam się tym zajmowałem, gdyż uważam, że szczególnie w Polsce należy promować każdy rodzaj fotografii w tym fotografię prasową.

Bo my na ten temat nic nie wiemy, ponieważ fotografia, a szczególnie fotografia prasowa przez ostatnie 50 lat była w Polsce niszczona. Komitet centralny, wydział propagandy doskonale wiedział jakie to bardzo niebezpieczne medium i jak trudno nim manipulować. W związku z tym zepchnięto ten rodzaj fotografii do poziomu substytutu, który wspomaga pustą stronę i ma ją uczynić atrakcyjniejszą wizualnie. Nikt nie używał fotografii jako środka komunikacji, a tak naprawdę między zdjęciem a tekstem nie ma różnicy pod względem dziennikarskim. Więc w moim własnym interesie jest to, żeby promować ten rodzaj fotografii.

rozmawiał minimal